Serce nie pęka tak łatwo
W walce unosimy ramiona, napinamy mięśnie, świecimy zbroją,
oblewamy się nadzieją na wielkość
Zdobywamy nowe imiona - piszemy księgi
Wyrywamy sobie z gardeł błogosławieństwa
Budujemy pałace losów – grube zwoje rodowodów...
A może walka z B-giem nie jest potrzebna?
Człowiek goi się z samym sobą, brata z bratem
Świętość jest banalna jak wygrana z aniołem
Jak własne imię w Zwoju Tory…
Gdy los jest już wiadomy,
przewidywalny, zatrąbiony szofarem – wymodlony.
Anioł łamie ścięgno mojego praojca
kruszeje nadzieja na dobrodusznego B-ga
A jednak… muszę walczyć
Oto kuśtykający Jaakow staje się Israelem…
Idealny świat nie jest idealny
Przed wstydem własnej słabości wzywamy B-ga
W tumie i śmierci poniżeni losem - osłabieni
oglądamy Jego majestat
nie o taką świętość walczyliśmy...
Jak nicość w przestrzeni, którą wypełniamy sobą
Kradniemy B-gu i w końcu będziemy musieli ją zwrócić.
Skrucha to zgoda by przegrać z Bogiem
i Jemu i sobie wybaczyć, że
- pełniejszy nicością - byt niż niebyt...
- pełniejszy nicością - byt niż niebyt...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz